23 sie 2013

Moja własna książka.

 11:56:

Otworzyłam oczy.
Wzięłam prysznic. 
Wokół mnie wciąż roznosi się zapach żelu pod prysznic,
który łączy się gdzieś w powietrzu z aromatem parzonej kawy. 

Mama krząta się po kuchni, doprawiając wciąż zupę,
którą w końcu przesoli.
Słońce nieśmiało wpada do mojego pokoju, chcąc dotknąć mojego nagiego ciała.
Cofam się, jakby przed ogniem.
Cofam się do wspomnień. 

Tylko, że...
Zrobiłam nieco za dużo kroków w tył.
Straciłam kontrolę nad swoimi myślami, nad szufladką w sercu zwaną "wspomnienia". 
Co ja najlepszego narobiłam?
Otworzyłam, a teraz nie chce się zamknąć.
Zacięła się?
Niech mi ktoś pomoże.

Proszę...

22 sie 2013

„Niezwykłe akty prawdziwej miłości" - Danny Scheinmann



Umysł po silnym uderzeniu przypomina dom po przejściu huraganu: jest masą niedających się rozpoznać skorup, strzępów i drzazg. Okruchy pamięci leżą porozrzucane na rumowisku. Znajdują się tutaj wszystkie fragmenty, ale ogólny obraz jest tak zniekształcony, że umysł, potykając się o nie ospale, nie ma najmniejszego pojęcia, czym są i skąd pochodzą.

Wychodzą ze szpitala wprost na oślepiające popołudniowe słońce, w ścianę żaru. Przed nimi rozciąga się wielki główny plac miasteczka. Tętniący życiem południowoamerykański targ. Po jednej stronie trwa aukcja zwierząt hodowlanych - (...). Sprzedawcy owoców siedzą rzędami na kocach, z rozłożonymi przed sobą towarami, a bogaci Indianie (...) oferują wielokolorowe, ręcznie tkane hamaki i poncza. Leo zalewa się potem. Jakże trudno znieść ten tak bezduszny i odmienny świat. Wzdryga się i cofa jak wąż trącony kijem. Żywoty nękane błahostkami i monotonnymi obowiązkami. Nużące, przyziemne, żałosne istnienia upływające na zdobywaniu dóbr materialnych. Patrzy na świat przez odwróconą lornetkę przystawioną do oczu. Wszystko jest tak małe i odległe, niemożliwe do pochwycenia, oderwane. On teraz przynależy do innego świata, znajduje się w pęcherzyku powietrza, w którym słyszy tylko bicie własnego serca i czuje maszczącą się skórę. Stłumione dźwięki targu dobiegają go z odległości miliona kilometrów. Przytłumione i nierzeczywiste odgłosy. Znajduje się pod wodą, choć nikt nie widzi, że tonie.

Jedyną pozostałością po śnie są dwie słone strużki na policzkach - resztki płaczu. Poranek jest całe wieki od niego.

Poranek wpełzł do sali jak oślizły ślimak, rozpoczynając międzynarodowe zapasy ze śmiercią.

Czymże jest życie, jeżeli nie wakacjami wciśniętymi w wieczność?

Pragnienie życia jest tak silne, że mając do wyboru dwa rodzaje śmierci, człowiek zawsze wybierze ten, który da mu czas, nawet jeśli jest to kwestia zaledwie kilku sekund. Ludzie wyskakują z płonącego budynku, bo nie chcą spłonąć wraz z nim. Ponieważ przez przez tych kilka sekund coraz szybszego lotu w dół Bóg, który nie chciał ocalić ich z płonącego budynku, może sięgnąć z niebios i sprowadzić ich żywych na ziemię. Może będą poobijani, połamani - ale żywi. Nadzieja opiera się rozumowi.

Gnił za życia jak każda żyjąca materia, a wszystkie pozory ładu staczały się w otchłań chaosu. Czas, okrzyczany uzdrowiciel, stał się jego wrogiem.

Ten podział na
p r z e s z ł o ś ć, t e r a ź n i ej s z o ś ć   i  p r z y s z ł o ś ć
niczego nie oznacza i ma jedynie wartość iluzji tak uporczywej,
jak to tylko możliwe.
~ Einstein

Patrz na każdą ze ścieżek uważnie i z rozmysłem.
Sprawdzaj każdą tyle razy, ile uważasz za konieczne.
A potem zadaj sobie jedno pytanie...
Czy ta ścieżka ma serce?
Jeśli tak, to jest dobra.
Jeśli nie, nic Ci po niej.
~ Carlos Castaneda

30 lis 2012

Marilyn Monroe!

Wróciłam dziś z takim skarbem do domu jakim są
"FRAGMENTY - wiersze, zapiski intymne, listy"Normy Jeane,
 czyli najcudowniejszej kobiety na całym świecie i we wszechświecie
- jaka kiedykolwiek oddychała, uśmiechała się.
Jej tok myślenia, to w jaki sposób odbierała rzeczywistość, własne życie,
a to jak widzieli je, Ją cała reszta - nikt nie miał pojęcia z iloma myślami biła się na co dzień, 
w jaki sposób Ona to wszystko czuła, odbierała; jaką mądrą kobietą była, 
co kryło się pod tymi blond włosami i idealnym uśmiechem.


Czasem nie wiem jak powinnam interpretować dany wers, w jaki sposób powinnam odebrać ten czy inny wiersz, ale właśnie to główkowanie, to myślenie, zatrzymywanie się, zagryzanie wargi, wtapianie się w jej życie, wchodzenie w jej skórę, patrzenie na świat jej oczami - jej światopogląd - najlepsze. 
To jak ta książka wygląda - ogromny plus. 
Z resztą wrzucę zaraz gifa - pomogę trochę waszej wyobraźni. 
Po lewej stronie zazwyczaj skan zapisków - 
Jej myśli, chwil, emocji, uczuć na przeróżnych ulotkach, kopertach, zaproszeniach, w notesach,
gdzie czasem panuje kompletny, cudowny chaos, a po prawej, u samej góry tekst już drukowany, 
w oryginale po angielsku, a u dołu przetłumaczony na język polski, 
a w to wszystko wplatane gdzieś jej fotografie.



Tylko cząstka nas
może dotknąć cząstki drugiego człowieka -
czyjaś prawda jest tylko
czyjąś prawdą - niczym więcej.
Możemy dzielić się jedynie
cząstką którą inni zdolni zrozumieć
i tak oto jesteśmy
prawie zawsze sami.
 Jako że najwyraźniej tak się dzieje
również w naturze - w najlepszym razie
nasz rozum mógłby zając się szukaniem samotności drugiego człowieka.


Brak mi było Wiary w Życie
to znaczy w Rzeczywistość - czymkolwiek
jest lub się okaże
nie ma się czego trzymać - oprócz
rzeczywistości
aby realizować teraźniejszość
jakakolwiek by była
- bo tak właśnie jest
i tak jest znacznie lepiej
znać rzeczywistość lub
rzeczy takie jakimi są niż
mieć nie wiedzieć i mieć możliwie 
jak najmniej złudzeń -


czuć co czuję
w sobie - to jest próba
bycia świadomą tego
ale też tego co czuję w innych
nie wstydzić się swoich
uczuć, myśli - lub przekonań
zdać sobie sprawę z tego że
one istnieją


A teraz co to było -
przed chwilą -
to było moje
a teraz minęło - jak
szybki ruch
minionej chwili -
możesz sobie przypomnę
bo miałam wrażenie
jakby to coś
zaczęło być cudowne
jedynie moje.


LONELINESS - BE STILL 
Samotności - bądź cicho 

Musisz cierpieć - 
po utracie swojego ciemnego złota
 kiedy opuszcza cię przykrycie
z gładkich suchych liści
silny i nagi
- musisz być-
żywy - kiedy wyglądasz na martwego
prosty choć przygięty
 wiatrem


Nie ma się czego bać
oprócz lęku


my body is my body 
every part of it. 
moje ciało jest moim ciałem
każdą jego cząstką. 


 idę wskoczyć w coś wygodniejszego,
i wracam tu z kakao
do najcudowniejszej Marilyn. 
b ą d ź  przy mnie.  

24 paź 2012

„Zagubiona przeszłość" - Jodi Picoult


 Książkę tę dedykuję Katie Desmond,
która w dniu mojego ślubu karmiła mnie markizami na śniadanie,
która potrafi docenić fason obuwia z niebieskiego zamszu
i wie dokładnie, ile ludzi znalazło śmierć tamtej pierwszej nocy na Queen Elisabeth II.
Co jakiś czas człowiekowi zdarza się wyciągnąć szczęśliwy los,
jakim jest wspaniały, niezapomniany przyjaciel.
Ty jesteś dla mnie właśnie kimś takim.


***

Czasami bywa tak, że kroczymy przez życie na oślep - i z całych sił będziemy się zapierać, że to nie my, własnymi palcami, zasupłaliśmy sobie opaskę na oczach. 

Wyobrażam sobie, że każde wspomnienie jest jak ziarenko piasku, dookoła którego uformowała się perła; twarda skorupa chroni je, nie pozwala się zetrzeć, zetrzeć na pył, ulecieć z wiatrem.

Pierwszy lepszy facet mógłby wam opowiedzieć, jak to było, kiedy zrozumiał, że kobieta stojąca obok niego jest tą, z którą chcę spędzić resztę życia. W moim przypadku było nieco inaczej: miałem Delię obok siebie od tak dawna, że zorientowałem się, o co chodzi, dopiero gdy jej zabrakło w pobliżu. (...) Delia nie jest tak po prostu kobietą, z którą chcę spędzić resztę życia; ona jest powodem, dla którego jeszcze żyję. 

Po chwili wahania wyciągam ręce i przytulam ją. Muszę wyjątkowo uważać, kiedy dotykam Delii, bo bardzo wiele mnie to kosztuje. Czuję, jak nasze serca biją tuż obok siebie, dwójka więźniów wystukujących wiadomości przez ścianę celi. Wiem dobrze, że przeszłości nie da się wymazać; rozumiem to lepiej, niż Delia byłaby skłonna sądzić. Przeszłość można ukryć, można ją zatuszować, zasłonić, żeby nic nie było widać - ale zawsze pozostanie świadomość tego, co jest pod spodem. 
Odwraca głowę, a delikatna skórka tuż pod samym uchem ociera się o moje wargi. I to wystarczy: odskakuję, jakbym poczuł dotyk rozpalonego żelaza. Wiem, jak to jest, kiedy człowiekowi wydaję się, że może pokierować obsadą głównych ról w swoim życiu, a potem okazuje się, że jemu samemu przypada rola biernego widza. Ale w wypadku Delii cała sztuka stanęła na głowie w połowie spektaklu, a ja mogę zrobić dla niej przynajmniej tyle, że pozostanę tym, kim byłem przedtem. Zawsze wierzyła, że potrafię jej pomóc: wymienić rozładowany akumulator, naprawić cieknącą rurę w piwnicy, skleić złamane serce. Tym razem sprawa mnie przerasta (...). 

Powiem wam, co się dzieję, kiedy rozpacz po stracie kogoś bliskiego wyleje się, jak kipiący syrop, na otwarty płomień smutku: krzepnie i twardnieje, aż tworzy się coś, czego przedtem wcale nie było. Nie jest to, jak by się można było spodziewać, tęsknota, ani nawet żal. To, co powstaję, jest gęste, kleiste i czarne niczym popiół. Ale żeby zrozumieć, co to takiego, trzeba wziąć odrobinę na palec i spróbować językiem; smak podpowie, że taki ostry i cierpki może być tylko gniew w swojej najczystszej postaci. Jak każdą substancję, można go zważyć, zmierzyć, rozsmarować na kromce chleba.

 -Ale ja sama już nie wiem, co to znaczy "ja". - mówię. Eric przytula się do moich pleców. Pomiędzy udami czuję ciepło jego kolana. Ogarnia mnie niczym mgła, koniuszkiem języka przebiega po mapie mojego ciała. - Ja wiem, co to znaczy. - szepcze. 

Co było najpierw: nałóg czy nałogowiec?
Aby się uzależnić, musi istnieć przedmiot pożądania; lecz narkotyk to nic innego jak zwykła roślina, płyn, proszek - dopóki ktoś go nie pragnie z całych sił. Bo prawda jest taka, że nałóg i nałogowiec przyszli na świat razem. I w tym cały problem.
Kiedy człowiek desperacko czegoś pragnie, dostaje drgawek. Powtarza sobie, że weźmie tylko jeden łyczek - tyle co nic - tak tylko dla smaku, a kiedy już czuje płyn na języku, wydaję mu się, że starczy mu to do końca życia. Nocami nie śni o niczym innym. Widzi, jak między nim a tym, czego pożąda, piętrzą się niebotyczne przeszkody - i wmawia sobie, że starczy mu sił, aby je pokonać. Nie zmienia zdania nawet wtedy, gdy po przeskoczeniu pierwszej z nich ląduje plackiem na ziemi, poobijany i zakrwawiony.
Przez całe lata oszukiwałem ludzi, którzy mnie otaczali. Alkohol odstawiłem, ale to był pryszcz w porównaniu z moim drugim nałogiem. Miłość, jeśli ktoś m,nie spyta, jest najgorszym narkotykiem na świecie. Robi z nas ludzi, którymi nie jesteśmy. W jednej chwili zwala nas z nóg, a w następnej dodaje skrzydeł. Nie pozwala odwrócić od siebie uwagi.
Przyglądam się jej przy najprostszych czynnościach; patrzę jak związuję włosy w koński ogon, karmi psa, wiążę Sophie sznurowadła. I chcę jej powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczy, ale nigdy nic nie mówię. Bo gdybym przyznał się przed samym sobą, że Delia jest moim narkotykiem,v musiałbym też pogodzić się z myślą, że pewnego dnia trzeba będzie ją odstawić, radzić sobie bez niej. A tego nie potrafię.


Miłość to nie jest równanie, jak wmawiał mi kiedyś twój ojciec. Nie kontrakt i nie szczęśliwe zakończenie. Miłość - to tablica, po której sunie kreda, to ziemia dźwigająca na sobie budynki i tlen w powietrzu, którym oddychamy. To miejsce, do którego zawsze wracam, dokądkolwiek zdążam. Kochałam cię (...). 

Przesuwam wzrokiem po jej włosach, rozdzielonych nierówno na dwie strony, przyglądam się zębom, tym kłom skrzywionym nie więcej niż odrobinę - wyławiam te drobne niedociągnięcia, które zamiast odbierać jej cząstkę urody, czyniły ją tym bardziej fascynującą. Dlaczego nigdy nie potrafiła tego zrozumieć?
-Wciąż jesteś zabójczo piękna - szepczę. - Wiesz, że przez dwadzieścia osiem lat nie spotkałem nikogo, kto rozmawia z ludźmi z telewizora? Albo przestaje stawiać znaki interpunkcyjne, twierdząc, że przeszkadzają literom?
- Ja też się czegoś od ciebie nauczyłam, Charlie - mówi ona. - Jeden bardzo mądry aptekarz powiedział mi kiedyś, że pewnych substancji nie wolno mieszać, bo choć na pozór pasują do siebie, to razem są śmiertelnie toksyczne. Wybielacz do tkanin i amoniak, na przykład. Albo ty i ja.



- Są dwa rodzaje miłości, mija. Pierwszy to ten bezpieczny: szukasz kogoś, kto jest taki sam jak ty. Większość ludzi akceptuje taki układ. Ale można też kochać inaczej. Każdy z nas przychodzi na świat skrzywiony w ten czy inny sposób, a niektórzy pragną za wszelką cenę znaleźć osobę, która będzie idealnie do nich dopasowana. Poszukiwania mogą trwać nawet całe życie. Ale jeśli dopisze ci to szczęście i znajdziesz taką osobę, zaczynasz się odkształcać, zmieniać na siłę, bo wydaje ci się, że dzięki temu będziesz tak samo idealna jak ona. Tylko, że oczywiście, kiedy próbujesz się do niej zbliżyć, okazuje się, że przestaliście do siebie pasować. 

Bank wspomnień, jeśli ktoś chce znać moje zdanie, to nie jest serce ani głowa, to nawet nie jest dusza. To przestrzeń pomiędzy dwojgiem ludzi.

W nowym miejscu, które dla siebie odnaleźliśmy, czasami brakuje słów, ponieważ prawda ma to do siebie, że potrafi być trudniejsza do zniesienia niż kłamstwa.

Być może przeznaczenie nie jest, jak mówią, stawem w którym człowiek pływa jak ryba. Być może przeznaczenie jest rybakiem ludzi, który pozwala człowiekowi szarpać żyłkę, aż się zmęczy - bo wtedy można go spokojnie wyciągnąć.

Ludziom doprowadzonym do ostateczności zazwyczaj dlatego się udaję, 
że nie mają nic do stracenia.

Cóż Ci też pozostało po mnie?
Wspomnienie moich kości, wzlatujących, aby spocząć w tych dłoniach.
- Anne Sextone 

18 paź 2012

„Dla Ciebie wszystko” – Nicholas Sparks


Nikomu chyba nie jest obce to nazwisko? Odkąd pamiętam domagałam się jego książek i choć „Dla Ciebie wszystko” to dopiero drugie dzieło tego pana, to mam ochotę Go uścisnąć i podziękować mu za to co robi, bo robi to wyjątkowo i wspaniale.

Zakładając tego bloga nie zastanawiałam się nad tym ile powinnam zdradzać Wam wiadomości, postrzeżeń, przemyśleń na temat danej lektury i właściwie dalej się nad tym zastanawiam, ale tak jak i poprzednio; na koniec z pewnością zacytuję Wam jeden rozdział omijając co poniektóre fragmenty, aby jeśli ktoś skusiłby się na książkę, nie zdradzić najistotniejszych zagadnień, szczegółów fabuły.

Pierwszą książką Sparksa jaką miałam okazję przeczytać to „Bezpieczna przystań”, do której dobrałam się w jeden, pamiętny, duszny, lipcowy wieczór. Nogi miałam spieczone na słońcu i wydawało mi się, że od pasa w dół ktoś wylał na mnie wrzątek, dlatego dobrałam się do tej książki w nadziei, że choć na chwilę skupię się na czymś innym i tak też się stało, za co z uśmiechem podziękowałam, gdy tylko przeczytałam ostatnie zdanie rozwodząc się, jak to mam w zwyczaju, nad innymi scenariuszami dla bohaterów.
„Dla Ciebie wszystko” to najnowsze dzieło N. z 2012 roku. Uwagę przykuła już chociażby sama okładka, tytuł i rzecz jasna – nazwisko samo w sobie. + Oglądałam kilka filmów na podstawie jego książek i zawsze będę na tak!:)


 miał szczęście, że nie usiadł sobie tyłkiem na mojej książce!

Tak jak było w przypadku książki Jodi Picolut – „Głos serca” nie mogłam się oderwać i choć tym razem nie kusił mnie żaden jabłecznik:>to jednak, gdy zostało mi kilkanaście stron do końca domyśliłam się już wszystkiego i zabrakło mi tchu w piersiach, a łzy zaatakowały parę moich niebieskich oczu w przeciągu dwóch sekund i.. wcale się przed tym nie broniłam. Może większość z Was powie, że to niezbyt realne po prostu, ale ja, która kibicowałam od samego początku głównym bohaterom.

Amanda i Dawson. Dawson i Amanda. 

Wyryłabym te dwa imiona na najbliższym pnie drzewa i wmawiałabym sobie każdego ranka, że właśnie tak się ta książka zakończyła. Że gdyby to była rzeczywistość, jedliby teraz jajecznicę na boczku i popijali kawą w styropianowym kubku, a potem, na lunch popijaliby mrożoną herbatą, którą Dawson tak lubił. Co z Frankiem? Może jestem bez serca, ale nie jest mi go żal. Nie byłoby mi go żal ani trochę. Ogromny szacunek i podziw dla każdego kto sobie coś postanawia i się tego trzyma jednak w tym przypadku, bohatera zmusiły do tego raczej realia. Dla każdego człowieka na świecie ogromnym wstrząsem byłoby, gdyby własne dziecko mogłoby zginąć, umrzeć przez nas samych.. przez naszą słabość, uzależnienie. W tym przypadku – alkohol, który wszystkiemu, w tej sytuacji, był winien.
Tuck.. najukochańszy Tuck. To człowiek, który był niesamowity i choć zmagał się z tęsknotą, z bólem, z rozpaczą za swoją żoną, która zmarła – Clarą, on wciąż ją kochał i wciąż nosił ją w sercu. Zawsze. Chodź się załamał, chciał się poddać to podniósł się i walczył.
Żył dla Niej.
Dzięki Niej.
Istniał dzięki Niej.
Dawson. O nim za wiele nie będę pisać, bo poznawanie go osobiście jest o wiele przyjemniejsze. Chcę tylko napomknąć o jego.. wytrwałości, stałości w uczuciach? Nie wiem jak to nazwać. To, że będąc młodym zakochał się w pewnej dziewczynie. Nie. Nie zostali razem. Nie stworzyli rodziny, nie zbudowali domu. Ich drogi się rozeszły. Po latach się spotkali, choć tak naprawdę robili to w dzień w dzień w swoim sercu, gdzie przechowywali spędzone wspólnie dni, to jednak, realne życie tuż obok było całkiem inne. Nie było ciepłoty ciała, ich mieszających się oddechów i perfum. Splecionych dłoni ani objęć. Potem.. potem się spotkali i tam wszystko powróciło. Garaż, dom Tucka w Orientalu. Dawson tak jak ja i tak jak Ty, nie wybierał sobie rodziny, ale też nie podporządkował się reszcie. Nie stracił rozumu, serca, uczuć. Nie był jak tamci.
Ted i Abee. Przeraża mnie świadomość, że tacy mężczyźni naprawdę istnieją. Z takimi poglądami, z takim światopoglądem, z takimi ambicjami, a raczej ich brakiem.
Amanda. Tak. To ta dziewczyna, która czy tego chciała czy nie, czy tak miało być czy nie, tworzyła jedność nie ze swoim mężem Frankiem, a Dawsonem… 

Mam świeczki w oczach kiedy znów przerabiam tą książkę i zastanawiam się jak skrzętnie przejść do kolejnego akapitu. Nie chcę Wam więcej zdradzać, bo chyba i tak najważniejsze, najistotniejsze już zdradziłam.
 

 „Dla Ciebie wszystko” idealnie pokazuję jak jedna podjęta decyzja w przeszłości może zadecydować o naszej przyszłości. O naszym dalszym życiu. Jak wiele należy tak naprawdę od nas. I nie. Nie ma tej dobrej i złej drogi. Jest po prostu ta lepsza, która stworzy nam raj już tu na ziemi przeplatany od czasu do czasu problemami, które pokonamy razem i ta gorsza, która stworzy nam piekło tu na ziemi w formie udręki, żalu, bólu, strachu przeplatana od czasu do czasu minutami ulotnego szczęścia. 


Kilka cytatów i obiecany fragment rozdziału, który mnie rozczulił i ujął tak głupkowato za serce.


„Miłość zawsze mówi więcej o tych, którzy ją odczuwają, niż o tych, którzy są jej obiektem.”
 
„Wciąż prześladowała ją przeszłość, czyli Ty. A wierz mi, wspomnienia to dziwna rzecz. Czasami są całkiem realne, ale czasami stają się tym, czym chcemy, żeby były, i myślę, że Amanda usiłowała dociec, co tak naprawdę znaczy dla niej przeszłość.”

„To nasze miejsce, nasz mały zakątek świata, w którym miłość może wszystko. Myślę, że Wy dwoje zrozumiecie to lepiej niż ktokolwiek inny.”

„Zachowała listy, które wraz ze ślubnym zdjęciem Tucka i Clary oraz czterolistną koniczyną trzymała na dnie szuflady z bielizną nocną, w miejscu, do którego Frank nigdy nie zaglądał. Od czasu do czasu, gdy było jej szczególnie ciężko, wyjmowała te pamiątki. Czytała od nowa listy i obracała w palcach koniczynkę, zastanawiając się, kim byli dla siebie w tamten weekend. Kochali się, ale nie byli kochankami; przyjaźnili się ze sobą, ale po tylu latach byli dla siebie obcy. Jednakże łączyła ich prawdziwa namiętność, co do tego nie było wątpliwości.”

„(…) ona cierpi i jeśli czegoś się w życiu nauczyłem, to tego, że ludzie, którzy cierpią nie zawsze widzą rzeczywistość tak, jak powinni.”

„Jak powiedziałem, był rok 1942 i w rocznicę naszego ślubu wybraliśmy się do kina na For me and My Gal z Gene’em Kellym i Judy Garland. (…) Wątpię, żebyście kiedykolwiek widzieli ten film, i nie chcę Wam zawracać głowy szczegółami, dlatego powiem krótko: to historia mężczyzny, który się okalecza, żeby nie pójść na wojnę, a potem stara się zdobyć względy ukochanej kobiety, która uważa go za tchórza. Ja sam dostałem powołanie do wojska, do piechoty, więc częściowo rozumiałem bohatera, też nie chciałem zostawić mojej dziewczyny i iść na wojnę. Żadne z nas jednak wolało o tym nie myśleć i dlatego po wyjściu z kina rozmawialiśmy o tytułowej piosence. Nigdy nie słyszeliśmy ładniejszej i bardziej chwytliwej melodii. W drodze powrotnej śpiewaliśmy ją raz po raz. Tydzień później wstąpiłem do marynarki. (…)
(…) w biurze komisji poborowej wisiał plakat propagandowy, nawołujący do wstępowania do marynarki. (…) Mógłbym to robić, pomyślałem sobie, i podszedłem do okienka marynarki zamiast piechoty i zaciągnąłem się. Gdy wróciłem do domu i powiedziałem o tym Clarze, płakała wiele godzin. I kazała mi obiecać, że do niej wrócę.
Więc obiecałem.
Przeszedłem podstawowe przeszkolenie i poznałem regulamin. A potem, w listopadzie 1943, dostałem przydział USS „Johnston”, niszczyciel wyruszający na Pacyfik. (…) Nie wierzcie, gdy ktoś wam mówi, że służba w marynarce jest mniej niebezpieczna niż w piechocie czy marines. Albo mniej przerażająca. Jest się tam zdanym na okręt, a nie na własny rozum, bo jeśli on zatonie, to idzie się na dno razem z nim. Jeśli wypadniesz za burtę, to konwój nie zatrzyma się, żeby cię wyciągnąć. Nie można nigdzie uciec ani się ukryć, i świadomość, że nie ma się nad niczym kontroli doprowadza człowieka do szału. Nigdy w życiu bardziej się nie bałem niż wtedy, gdy służyłem w marynarce. (…)
W październiku 1944 roku przepływaliśmy obok Samaru; przygotowywaliśmy się do udziału w inwazji na Filipiny. W naszym konwoju płynęło trzynaście okrętów, co może się wydawać dużą liczbą, ale prócz lotniskowca były to przeważnie niszczyciele i eskorta, więc nie dysponowaliśmy wielką siłą ognia. I wtedy zobaczyliśmy na horyzoncie okręty nieprzyjacielskie, taką ich masę, jakby płynęła na nas cała flota japońska. Cztery pancerniki, osiem krążowników, jedenaście niszczycieli, które zamierzały posłać nas na dno morza. (…) Gdy Japończycy otworzyli ogień, pociski naszych dział nawet nie były w stanie ich dosięgnąć. Co więc mogliśmy w tej sytuacji zrobić? Wiedząc, że nie mamy najmniejszej szansy? Związaliśmy nieprzyjaciela walką. (…) nasz los był przesądzony. Otoczyły nas dwa nieprzyjacielskie krążowniki, ostrzelały z obu stron i zaczęliśmy tonąć. Na pokładzie znajdowało się trzystu dwudziestu siedmiu ludzi i tamtego dnia zginęło stu osiemdziesięciu sześciu. Wielu z nich to moi bliscy przyjaciele. Byłem jednym z tych stu czterdziestu jeden, którzy uszli z życiem.
Na pewno zastanawiacie się, po co Wam to opowiadam – (…) – więc zaraz przejdę do rzeczy.
Na tratwie ratunkowej, w samym środku bitwy, uświadomiłem sobie, że przestałem się bać. Nagle zrozumiałem, że nic mi się nie stanie, bo Clara i ja mamy jeszcze przed sobą wspólne życie, i ogarnął mnie spokój. Możecie to nazwać objawem nerwicy frontowej, jeśli chcecie, ale ja wiem swoje. Pod eksplodującym niebem zasnutym dymem z dział przypomniałem sobie naszą rocznicę ślubu sprzed kilku lat i zacząłem śpiewać For Me and My Gal, jak wtedy w samochodzie, gdy jechaliśmy z Raleigh do domu. Ryczałem na cały głos, jakbym nie miał żadnych trosk na głowie, ponieważ czułem, że Clara mnie słyszy i wie, że nie musi się o mnie martwić. Bo przecież złożyłem obietnicę. I nic, nawet bitwa na Pacyfiku, nie mogła mi przeszkodzić w jej dotrzymaniu.
To szaleństwo, wiem. Ale przeżyłem. A potem dostałem przydział na okręt załogowy, (…), i zanim się zorientowałem, wojna dobiegła końca.
Znalazłem się w domu.
Po powrocie nie mówiłem o wojnie. Nie mogłem. Nie wspomniałem o niej ani słowem. Było to zbyt bolesne i Clara mnie rozumiała. I powoli nasze życie wróciło do normy. W 1955 roku zaczęliśmy budować ten domek. Sam wykonałem większość prac. Któregoś popołudnia po robocie podszedłem do Clary, która w cieniu dziergała na drutach. I usłyszałem, że śpiewa For Me and My Gal.
Zastygłem w bezruchu i natychmiast wróciło do mnie wspomnienie tamtej bitwy na Pacyfiku. Zapomniałem o tej piosence i nigdy nie opowiadałem Clarze, co przeżyłem wówczas na oceanie. Ale ona musiała coś wyczytać z mojej twarzy, bo spojrzała na mnie uważnie.
- Pamiętasz naszą rocznicę ślubu? – zapytała, a potem wróciła do dziergania i ciągnęła: - Nigdy ci tego nie mówiłam, ale gdy służyłeś w marynarce, pewnej nocy miałam sen. Byłam na łące pełnej dzikich kwiatów i chociaż cię nie widziałem, słyszałam, że śpiewasz dla mnie tę piosenkę. I po przebudzeniu przestałam się bać. Bo do tamtej pory stałe się bałam, że do mnie nie wrócisz
.
Stałem w miejscu jak skamieniały. To nie był sen, wyznałem w końcu.
Ona tylko się uśmiechnęła, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Wiem – powiedziała. - Tak jak mówiłam, słyszałam twój śpiew.
Później już nie opuszczało mnie przekonanie, że łączy nas jakaś potężna więź (…).”

25 sie 2012

„Głos serca” - Jodi Picoult


Dla jednych może już, ale dla mnie to dopiero druga książka J. Picoult jaką miałam okazję w swoim życiu przeczytać. Pierwsza nosiła tytuł: „Dziesiąty krąg” i chociażby w połowie nie dorównywała tej widniejącej na zdjęciu. Ma 555 stron + krótkie podziękowania na ostatniej stronie i jest niesamowicie wciągająca, a uwierzcie, mi, największemu żarłokowi na świecie, że nie sposób było się oderwać od niej nawet, gdy mój brzuch burczał mi z głodu, a z kuchni dochodziły zapachy jabłecznika! :)
Jak nie ma na świecie idealnych ludzi tak i nie ma idealnych książek. Zawsze jest jakiś minus, a chociażby taki, że lektura zdecydowanie za szybko się kończy, a my zostajemy z nieokrzesaną chmarą uczuć i emocji w środku, a i jak bywa w moim przypadku, z mokrymi policzkami. Cyfry u dołu strony mogą niektórych przerażać, ale gdy się czyta nie grają one żadnej roli. Gdy z łóżka, na którym leżymy łamiąc wszelakie prawa fizyki, przenosimy się nagle [w tym przypadku] do tego ciepłego, ogromnego sadu w Massachusett nic oprócz tego zakątka i naszych bohaterów nas nie interesuje.
Rebeka i Hadley, Jane i Oliver, nie nie, powinno być Jane i Sam. Na zawsze. Nie tylko w ich sercach, w ich duszach, ale na co dzień. W duchocie, w upale, w deszczu, w słońcu. Zawsze. Jest też i Joley. Czy o kimś zapomniałam?
Co zmieniłabym w tej książce? Tak naprawdę nic, choć miałam ochotę wykreślić z fabuły jakąkolwiek wzmiankę o Oliverze, ale wtedy nie miałoby tu nic sensu. Niekończące się uczucie, wieczność w ich sercach, ale to za chwilę. Chodzi mi tu bardziej o sposób w jaki zginął jeden z bohaterów, który moim zdaniem był pusty, głupi. Egoizm matki, Jane w pewnym momencie i kompletne rozdarcie. Jej przeszłość, o której na chwilę zapomniała w ramionach przeznaczonego jej tak naprawdę mężczyzny!, choć to nie z nim miała dziecko i to nie za niego wyszła za mąż, to on był tym właściwym. Zaznała uczucia, które było tym na wieczność, choć ich drogi się skończyły, to przecież każdy z nas wie, że miłość nie przestrzega żadnych znaków, nie staję na światłach i nie zapina pasów bezpieczeństwa. Motyw z jabłkiem pod koniec fabuły, może wy nie zwrócicie na to uwagi, ale mi zapadł głęboko w pamięć. I Joley z uczuciami do własnej siostry, które nie były możliwe do urzeczywistnienia. Sam.. Jego polubiłam najbardziej. Na samą myśl mam ochotę go przytulić bez żadnych słów. Hadley i Rebeka.. nie mogę tego zrozumieć i w tym momencie jestem zła na pisarkę o to, że tak zakończyła ich losy.
Nie chcę się rozpisywać ze szczegółami, bo jeśli wszystko wam zdradzę to co to za przyjemność będziecie mieli przechodząc ze strony na stronę, ale z całego serducha ją polecam! Dajcie się ponieść, a może i nawet rozpłaczecie się jak ja. Nigdy nic nie wiadomo...


Na zdjęciu powyżej widnieję mój ulubiony rozdział.
Zaraz wam go zacytuję omijając jakieś tam akapity, zdania, ale przeważającą część będziecie tu mieć.
Czytałam te parę stron już chyba ponad tysiąc razy.
Myślę, że jeszcze z jakieś pięć i będę umieć słowo w słowo na pamięć.

Sam. 

Aż do tej pory nie wiedziałem, że istnieje przykra strona umiejętności czytania w twoich myślach. Masz to wypisane na twarzy i wcale cię za to nie winię. (...)
(...)
Najłatwiej byłoby powiedzieć, że kiedy wyjedziesz, będę żył, jakby nic się nie stało. W końcu przecież byłaś tu bardzo krótko. Zresztą zawsze podejrzliwie traktowałem takie nagłe zauroczenia, więc pewnie mógłby sobie wytłumaczyć, że takie zaślepienie to nie to samo co miłość. Oboje wiemy, że to byłoby kłamstwo. Możesz sobie mówić, co chcesz, przeszłości nie zmienisz. Wszystko działo się szybko, bo nadrabialiśmy stracony czas.
Kiedy o tobie myślę, widzę składankę scen, a nie jeden obraz. Widzę cię w owczym łajnie... Czy nie wydaje ci się, jakby od tamtej sceny minął przynajmniej rok? A potem rozmawiasz z Joleyem pod osłoną jabłoni, to gravenstein. Słońce rzuca cień na twoje plecy. Chyba już wtedy wiedziałem, że cię kocham. Niezależnie od tego, jak się zachowywałem. Może wiedziałem zawsze.
Ciągle wydaje mi się, że byliśmy głupi. Gdybyśmy się tak nie sprzeczali, kiedy się poznaliśmy, mielibyśmy dla siebie prawie dwa razy więcej czasu. Z drugiej strony jednak, gdybyśmy się nie sprzeczali, nie wiem, czybym cię tak cholernie mocno pokochał.
Teraz, w świetle dnia, ot tak, brzmi to niemal śmiesznie. Kocham cię. Słyszy się to tak często: w operach mydlanych, w durnych sitcomach, przy wielu innych okazjach. Słowa zmieniają się w puste dźwięki, już nic nie znaczą. Boże drogi, chętnie bym krzyczał dniem i nocą, wołał te dwa słowa bez przerwy, gdybym w ten sposób mógł cię zatrzymać. Nigdy w życiu nie usiłowałem zmieścić tak wiele znaczenia w jednym krótkim zdaniu.
Dla ciebie rzecz wygląda zupełnie inaczej, przecież nie jestem pierwszym, którego pokochałaś. Nie ma sprawy, mogę to powiedzieć, taka jest prawda. Najpierw pokochałaś Olivera. Wobec tego chciałbym wiedzieć: Czy masz wrażenie, że ktoś wydarł ci serce z piersi? Czy może jest ci łatwiej? Czy poznałaś wcześniej to uczucie?
Ja też nie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym jeszcze kiedykolwiek tak się czuć. Nie chodzi o ból, teraz nie, nie o tym mówię. Mówię o nas. Kiedy byłem z tobą, nie liczyło się nic. Mógłbym spokojnie patrzeć, jak cały sad pada ofiarą zarazy. Mógłbym być świadkiem wojny, masakry, Armagedonu. Nie miałoby to żadnego znaczenia.
Wiem, że w moim życiu pojawią się inne kobiety, jednak między nimi a tobą nie bezie żadnego porównania. Może się zmienię. Może miłość się zmieni, lecz teraz jestem przekonany, że to, co nas połączyło, zdarza się tylko raz w życiu. Nie mogłabyś mnie zostawić. Dlatego już nie jestem zły. Nie możesz zerwać tych uczuć. One trwają. Zabierasz je ze sobą do Olivera, do Rebeki. Przeze mnie już nigdy nie będziesz taka jak dawniej.
Jeśli będę musiał cię wspomnieć w jakiejś chwili, będzie to wyglądało tak: klęczysz przede mną w oknie, liczysz gwiazdy. Nie pamiętam, dlaczego postanowiliśmy to zrobić, dlaczego porwaliśmy się na to niemożliwe, nieskończone zadanie. Może dlatego, że kiedy byliśmy razem, sądziliśmy, że mamy czas do końca świata. Zrezygnowałaś z liczenia przy dwustu sześciu. Wtedy zaczęłaś im nadawać imiona po dziadkach, pradziadkach, dalszych krewnych i przodkach. Bardzo stare, jak Bertha, Charity czy Annabelle, Homer, Felix i Harding. Pytałaś mnie o imiona z mojej rodziny i ja ci je podsuwałem. Utworzyliśmy na niebie wspólne drzewo genealogiczne. „
Czy wiesz, co to jest gwiazda?", spytałem. „To wybuch, który zdarzył się przed bilionami lat. Widzimy go teraz, ponieważ światło potrzebowało wielu lat, by się znaleźć w zasięgu naszego wzroku". Wskazałem Gwiazdę Polarną i powiedziałem, że chcę ją nazwać twoim imieniem.
- Jane? - powiedziałaś. - Zbyt płaskie dla takiej jasnej gwiazdy.
Powiedziałem, że nie masz racji.
Powstała na skutek wielkiej eksplozji, to prawda, i wiele lat dążyła w naszą stronę, a zostanie z nami jeszcze na długo.
Będę o tobie myślał dzień w dzień do końca życia. Musi tak być. Nie widzę siebie na desce surfingowej, tak jak ty nie potrafisz sobie wyobrazić dorastającej owcy. Jesteśmy z różnych światów. I tylko na moment przecięły się nasze ścieżki. Cóż to był za moment.
Nic nie mów. To nie jest pożegnanie. Spójrz na mnie. Przytul mnie. W ten sposób zniosę o wiele więcej. Mamy sobie do powiedzenia rzeczy, na które nikt jeszcze nie wymyślił słów.
Kocham cię. 

Wytarłam już policzki:)
+ Mam nadzieję, że to moje pisanie ma w ogóle jakikolwiek sens. Kilka słów z waszej strony jak najbardziej mile widziany :*.